Piotrusiowe przeżycia opisała Mieczysława Buczkówna.
Ilustrował Andrzej Strumiłło.
… Musiałem tacie opowiedzieć, jak było w szkole.
– Zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy ja się uczyłem – westchnął tata. I zaczął mówić, że jak zaczął chodzić do pierwszej klasy, to była wojna. Musiał chodzić do szkoły bardzo daleko, bo w tej wsi gdzie mieszkał, szkołę zabrali Niemcy, zrobili tam skład zboża.
– A książki?
– Książki były, ale stare. Pamiętam, że dostałem elementarz bez pierwszych kartek, z zeszytami też nie było łatwo. Nie miałem dobrego stołu tak jak ty, a zimą pisało się przy karbidówce…
– Co to takiego?
– Taka lampka, bo światło stale wyłączano. A jak spadły wielkie śniegi, to nie było szkoły, nie miałem butów.
– Szedłeś boso?
– Nie. Zostawałem w domu. Zresztą szkoła nie miała opału, tak zimno było w klasach, że nie mogliśmy utrzymać ołówka w ręce…
… Byłem bardzo ciekaw, jak było w tej szkole, do której chodził tata. Dowiedziałem się, że prędko została zamknięta, bo nauczyciela zabrano do obozu i tata uczył się potem w domu, na kompletach. Dzieci zbierały się w małych grupkach, raz w jednym, raz w drugim domu. Uczył ich inny nauczyciel. Ale to wszystko było w tajemnicy przed Niemcami. Bo ten nauczyciel ukrywał się przed Niemcami…
Książeczkę wydał CZYTELNIK w 1968 r. Nakład – 30 tysięcy; wydanie – I.