„Bór i Gaik w wiosennym lesie”

Książeczkę Jerzego Michała Czarneckiego ilustrował Marek Pietrzak.

Między Hawajami  a Tahiti nic się specjalnego nie działo. Spokój panował także na Oceanie Spokojnym i na Morzu Północnym.
Słoneczko wędrowało jak codziennie, popatrując z nieba na Ziemię. Nagle – co to? Przystanęło zdziwione, a ze zdziwienia aż przymknęło jedno oko. Bo oto w górach nazywanych Tatrami coś się poruszyło. Zeszło słoneczko niżej i czeka. I patrzy. I nasłuchuje. Nie do wiary. W Tatrach jedna góra stęka. Stęka i rusza się. Zeszło słoneczko jeszcze niżej. I patrzy. I słucha.

Jedna ze skał, która dotychczas spokojnie strzegła wejścia do jaskini – zaczęła się poruszać. A spod skały dobywają się dziwne głosy. Jeden cieniutki, a drugi nieco tylko grubszy.
– Ej raz! Ej raz! Gaiku, podłóż kłodę w tym miejscu.
I teraz mocno. Ej raz! Ej raz!

Skała, która dotychczas spokojnie strzegła wejścia
do jaskini, przesunęła się o kilka centymetrów.

– Jeszcze się nie zmieścimy. Musimy jeszcze trochę podważyć tę skałę.
Ej raz! Ej raz!

Skała znowu przesunęła się o kilka centymetrów.
– No. Już dobrze. Możemy wychodzić. Daj mi rękę.
I spod skały wyszła dziwna postać. Maluteńka, staruteńka, w wypłowiałej pelerynie, z torbą przewieszoną przez ramię. A tuż za nią druga, młodziutka, śliczniutka.
– Ojej, jak tutaj jasno, jak tutaj pięknie! – zawołała maleńka postać.
– No, nie było mnie tutaj, panie dzieju, ładnych tysiąc lat – powiedziała postać staruteńka. – Ale to nic. Znam tę Ziemię dokładnie. Ponieważ Ty, Gaiku, jesteś
na niej pierwszy raz, pokażę Ci ją calutką.
– Dobrze dziadku. Chodźmy prędko, bardzo jestem ciekaw tej Ziemi…

Książeczka pochodzi z KAW.  Nakład – 100 tysięcy;  wydanie I z 1983 r.


Trudno w to uwierzyć, nieprawdaż? :)