Bałwanki dopiero idą. Jeden, co księżyc niesie,
Aby tym innym przesmyki oświetlać w rozemglonym lesie.
Drugi miotłą omiata oświetlone przesmyki,
Patrząc pilnie, gdzie w pole
Poszły groźne dziki.
Trzeci i czwarty pospólnie ciągną srebrne sanie,
Piaty po gawrach sprawdza misiów zimowanie.
Siódmy jest jubilerem – on na drzewach krople
Obraca w klejnoty zimy, szlifowane sople.
A szósty?
Najtłustszy,
Znużony podróżą
Już stoi ciężko sapiąc na twoim podwórzu.
Jeszcze go nie ma? Sprawa kilku dni,
Pierścionkiem z gwiazdką śniegu zapuka do drzwi.