Wierszyki Tadeusza Śliwiaka zilustrowała Emilia Piekarska-Freudenreich.
Urządzały koncert żaby.
Każdy więc, kto bilet nabył,
brzegiem stawu brnął przez błoto
żabiego słuchać rechotu.
Idą rządkiem kaczki kwacząc,
a za nimi sunie kaczor.
Idzie tuzin gęsi szarych,
a za nimi gęsior stary.
Idzie indor i indyczka,
paw dostojny i perliczka.
A na końcu dwa bociany,
każdy z nich ma dziób związany.
Chciał wejść, również tu i rak,
lecz już miejsca było brak.
Usiedli wszyscy.
Uciszył się tłum,
bo zaraz się zacznie
to żabie kum kum…
Pierwsza wystąpiła cętkowana ropucha,
co miała usta od ucha do ucha.
Głos jej echem rozległ się po całym stawie.
Śpiewała, aż jej oczy wychodziły na wierzch.
Po niej rechotały dwie zielone żabki,
co specjalnie przybyły tu gdzieś aż spod Rabki.
A na końcu wystąpił żabi bas i chórek
złożony z jego synów i córek.
Znakomity był koncert
proszę Pań i Panów.
Wszyscy wprost w zachwyt wpadali.
Wszyscy –
prócz bocianów.
Bo one przekonane były o tym święcie,
że nie na koncert przyszły,
ale na przyjęcie.
Książeczkę wydał KAW w 1978 r. Nakład – 80 tysięcy; wydanie – II.